Źróło: ROCZNIK GDYŃSKI 1978-1979
autor: MACIEJ RDESIŃSKI
Efektowną nazwę wymyślił Ryszard
Jacobini. Wywiódł ją od powiedzenia przypisywanego Heraklitowi — „panta
rhei" — oznaczającego, że wszystko jest zmienne, nietrwałe, że wszystko
płynie. Jacobini był dyrektorem Warszawskiego Domu Handlowego Endler Messing; mającego
swoje siedziby w Warszawie na Królewskiej i Tłomackiej oraz oddział w Gdańsku.
Firma handlowa artykułami kolonialnymi, i miała przedstawicielstwo
amerykańskiego koncernu samochodowego Forda. Dla rozwinięcia swych interesów i
zwiększenia obrotów wyjednała u Ministerstwa Przemysłu i Handlu zgodę na założenie
w porcie gdyńskim magazynów, pod które otrzymała we wrześniu 1928 r. teren przy
powstającym nabrzeżu nazwanym potem Polskim. Budowa magazynu nadszarpnęła kasę
firmy Endler Messing. Dyrektor Jacobini, nie mogąc znaleźć kapitału, za radą
bankowców oraz pozwoleniem Ministerstwa Przemysłu i Handlu, latem następnego
roku zaczął organizować nową firmę pod, nazwą „Pantarei" — Powszechne
Zakłady Magazynowe i Transportowe Spółka Akcyjna w Gdyni. Akt zawiązania spółki
podpisany został 21 września 1929 r. Człowiekiem, który powstającej firmie
oddał do dyspozycji swoje wpływy i pieniądze, był dr Zdzisław Słuszkiewicz,
dyrektor Polskiego Banku Przemysłowego, jednego z udziałowców Konsorcjum
Francusko-Polskiego do Budowy Portu w Gdyni. Słuszkiewicz, osobiście
zainteresowany budową elektrowni w Gródku, która przesyłała energię dla portu w
Gdyni, wiele znaczył w tym czasie nie tylko w dziedzinie gospodarki morskiej,
ale wszędzie tam, gdzie kapitał francuski penetrował polskie życie gospodarcze,
a głównie na Podkarpaciu (wydobywanie ropy naftowej), ponadto zaś finansował
Ćmielów (porcelana), Baczewskiego (spirytualia), Manufakturę Widzewską.
Przypomnieć tu należy, że Polski Bank Przemysłowy powiązany był z francuskim
bankiem Lazard Freres i angielskim London Eastern Trade Bank Ltd. Dyrektor
Słuszkiewicz miał poza tym wpływowe znajomości w Austrii. Obok dr.
Słuszkiewicza, do spółki przystąpiły 34 osoby z różnych środowisk. Ze
znaczniejszych akcjonariuszy wymienić należy młodego ziemianina i ekonomistę Tomasza
Jałowieckiego, związanego następnie z eksportem węgla, warszawskich kupców
m.in. słynnego Karola Herse oraz importera win Georges Bernarda, który przeniósł
swój interes winny z Petersburga do Gdyni. Obok nich udziały swe wnieśli
Panowie: Ogurek, Perl, firma Kutner i Warszawski, oraz osobistości, które w
dodatku dodały splendoru spółce: hrabia Adam Branicki, baron Bisping, płk Jerzy
Bardzinski. Na końcu niepełnej tu listy figurował Kazimierz Mucha, który
wpłacił dwieście tysięcy złotych udziału. Z różnych portfeli i kont złożył się
okrągły milion złotych —suma niezbędna prawie do otrzymania przez organizujące
się przedsiębiorstwo statutu spółki akcyjnej. Kazimierzowi Musze należy się
uwaga specjalna. Ten self-made man, nim zajął się międzynarodową spedycją, imał
się różnych zajęć. W rodzinnym Żydaczowie k/Stanisławowa, po skończeniu szkoły
handlowej, prowadził zakład murarski. W czasie I wojny światowej, w wojsku
austriackim jeździł jako szofer. Nauczywszy się mechaniki pracował w cukrowni
Zbiersk jako mechanik, a jednocześnie ... hodował świnie na eksport. Z kolei
uznał, że najbardziej pewnym sposobem na zdobycie pieniędzy jest kinematografia
— prowadził więc kino w Warszawie. Nadal też stawiał na automobilizm: pracował
w przedstawicielstwie Forda prowadzonym przez firmę Endler Messing. Samochody,
które statkami przychodziły do Gdańska, kierowcy Motoforda, bo taką nazwę miało
warszawskie przedstawicielstwo, odwozili do stolicy. Mucha, jeżdżąc po importowane
wozy, znalazł się w powstającej Gdyni, gdzie kupił plac pod dom na wytyczonej
wówczas ulicy Abrahama. Sporą sumę pieniędzy zarobił w Poznaniu w 1929 r. na
Powszechnej Wystawie Krajowej, prowadząc tam wraz z braćmi restaurację,
kawiarnię, nocny lokal pod nazwą „Pałac Dansingowy" oraz wesołe
miasteczko. Sukces wystawy, będącej przeglądem stanu gospodarczego kraju,
ożywionego pomyślną koniunkturą gospodarczą, był jednocześnie sukcesem
finansowym braci Muchów. Zdobyte pieniądze inwestuje Kazimierz Mucha w budowę
magazynu przy nabrzeżu Polskim, traktując go jako bazę dla firmy zajmującej się
zaopatrzeniem statków. Firmą tą była Ship Suplly, a magazyn znajdował się obok
stawianego tam magazynu firmy Endler Messing. Mucha, podobnie jak większość
pionierów schiphandlerstwa, w ostrej walce konkurencyjnej o monopol na dostawy,
poniósł straty i wycofał się z branży. Zwrócił się ku spedycji — wybudowany
magazyn sprzedał firmie Fetter, a sam całą energię skierował na rozwój
„Panterei". Pierwszy okres działalności spółki był trudny. Magazyny
świeciły pustkami. Rozpoczął się wówczas największy w dziejach kapitalizmu
kryzys. Bankrutowały dziesiątki i
tysiące firm różnych branż na całym świecie. Akcjonariusze „Pantarei", w
obawie o przyszłość spółki, zaczęli szukać ludzi, którzy ozdobne akcje
„Pantarei" zamienią na zwykłe stuzłotówki (na taką sumę opiewała nominalna
wartość jednej akcji). Amatorów kupna po nominalnej cenie jednak nie było.
Akcjonariusze dowiedzieli się natomiast o tym, że pewien bank i pewne osoby
kupują akcje po 80, a nawet 50 procent ich nominalnej wartości. Za wszystkimi
kupującymi stał Kazimierz Mucha, który postanowił przejąć cały kapitał na
własność, starannie ukrywając swój wzrastający udział w „Pantarei".
Osiągnięciu tego celu sprzyjała procedura zebrań akcjonariuszy na których
ustalano kierunek działalności firmy. Przy glosowaniach każdy posiadacz akcji
otrzymywał liczbę głosów równą ich ilości. Ponieważ nikt nie pytał właściciela
akcji, skąd je ma i jak wszedł w ich posiadanie, Kazimierz Mucha mógł wyręczać
się podstawionymi i zaufanymi osobami, które — rzecz jasna — głosowały tak, jak
im zalecił. Na zebraniach zarządu forsował politykę stałego inwestowania, tak
że właściciele akcji, nie mając żadnej dywidendy od kapitału, wycofywali się ze
spółki. Dążeniem Muchy było uzyskanie dominującego a następnie wyłącznego stanowiska,
w zarządzie spółki. Pierwotnie w skład jego wchodzili: Ryszard Jacobini, Michał
Królikowski — dyrektor Oddziału Polskiego Banku Przemysłowego i Kazimierz Mucha.
Utrzymywał on, że firma nie może sobie pozwolić na opłacenie kilku dyrektorów.
Następny zarząd stanowili już tylko Jałowiecki i Mucha, który dla osiągnięcia
tego celu musiał sprzedać dom. Najdłużej udziałowcami w firmie byli: dr
Słuszkiewicz, posiadający obok innych walorów majątek ziemski Szreńsk w
powiecie mławskim, oraz baron Bisping —właściciel klucza dziewięciu folwarków
pod Grodnem. Mucha z przekąsem, w zaufanym gronie, nazwał ich darmozjadami, aż
wreszcie dopiął swego i stał się jedynym członkiem zarządu w 1939 T., a tuż
przed wybuchem wojny jedynym właścicielem firmy. Pierwszy okres, jak już
powiedziano, był dla firmy co najmniej trudny, „Pantarei" musiała
zlikwidować swój oddział w Gdańsku. Reaktywowała go tuż przed wybuchem wojny.
Najgorsze jednak przetrwała, a kiedy coraz więcej linii okrętowych, szukających
ładunku i gnanych kryzysem, zaczęło się wiązać z portem gdyńskim, wiadomo było,
że pracy dla „Pantarei" nie zabraknie. Rozwojowi firmy sprzyjała także
polityka Ministerstwa Przemysłu i Handlu. Koncentracja handlu zagranicznego na
granicy morskiej, preferowanie od stycznia 1932 r. przy pomocy stawek celnych
przeładunków w portach Gdańska i Gdyni, ułatwiły sytuację spedytorów morskich.
Statki, coraz liczniej cumujące przy magazynach „Pantarei", wyładowywały i
zabierały składowane tutaj towary. Zdarzało się, że było ich tyle, iż stały na
całej długości nabrzeża od American Scantic Line do magazynu Fettera, w jednym,
dwu, a nawet trzech rzędach obok siebie — „along-side", jak to mówią
marynarze. W „Pantarei" obowiązywało hasło: „magazyn jest z gumy, klientowi nie
odmawiać". Brygady robotników sztaplowały więc towary pod sam dach. W
stosunku do klienta obowiązywała zasada „nasz klient nasz pan", uwidoczniona
dużymi literami w biurze firmy. Jedna z gazet gdyńskich złośliwie zapytywała,
czy klient, który oszuka firmę, dalej pozostaje jej panem? Odpowiedzi na to nie
było, ale „Pantarei" bardzo skrupulatnie przestrzegała zasady
nieprzyjmowania za usługi weksli, a przez biura wywiadowcze sprawdzała
zdolności płatnicze klientów. Jedną z przyczyn prosperity „Panłarei" było
zwolnienie jej z podatku przez. Ministerstwo Przemysłu i Handlu. Polityka
ministra Kwiatkowskiego, forsującego rozwój portu gdyńskiego, polegała m.in. na
popieraniu polskich firm w porcie gdyńskim; tylko duże i bogate
przedsiębiorstwo mogło z powodzeniem prowadzić spedycję morską i skutecznie
konkurować z obcym kapitałem. Jednocześnie inż. Kwiatkowski, dając ulgi
podatkowe, zobowiązywał polskie firmy do dalszych inwestycji. „Pantarei"
rozbudowała magazyn po Endlerze Messingu, podpiwniczając go i dobudowując
biura, w drugiej linii nabrzeża postawiła magazyn na towary oclone, podnajmując
ponadto pomieszczenia na Nabrzeżu Śląskim eksporterom polskiego spirytusu i
wybudowała trzeci magazyn. Wspomnieć należy, że magazyn „Pantarei", przed
wybudowaniem dworca morskiego pełnił jego funkcję. Udekorowany flagami i
zieleniną służył za miejsce odpraw pasażerskich transatlantyków Polskiego
Transatlantyckiego Towarzystwa Okrętowego, by w parę godzin po odprawie wrócić
do pierwotnej funkcji. W 1930 r. „Pantarei" otrzymała zezwolenie na
prowadzenie Domu Składowego Publicznego, koncesje celną i na skład celny spirytualii.
W grudniu 1934 r. do statutu przedsiębiorstwa został wprowadzony paragraf, że
firma zajmować się będzie także maklerstwem. W tej dziedzinie najlepszy był dla
„Pantarei" rok 1935, kiedy to sklarowano w porcie gdyńskim 155 statków, co
nieznacznie przekraczało 1 procent ogólnego tonażu. Te specjalistyczne formy
handlu i usług wymagały fachowego zespołu ludzi. Kazimierz Mucha, który
przecież nie znał się na spedycji, miał szczęśliwą rękę w doborze pracowników.
Pierwszym z nich był Edward Toczyski, który przeszedł krótką, ale twardą szkołę
w gdańskim oddziale „Hartwiga". Firma ta, poza kierownictwem, obsadzona
była przez Niemców, znanych z tego, że w pracy nie znają litości. Szkoła, jaką
przeszedł Toczyski, obok umiejętności fachu, wyrobiła w nim hart wewnętrzny i
nieustępliwość, konieczne w spedycji morskiej. Toczyski kolejno organizował działy
firmy. Z „Pantarei" związał się na całe życie — był jej pierwszym i
ostatnim pracownikiem i z tej firmy przeszedł w 1972 r. na emeryturę. Akwizycję
„Pantarei" prowadził inż. Ludwik Rostat, prokurent do spraw handlowych. Za
sprawą jego koneksji firma była m. in. reprezentantem radzieckiego
Sowtransportu. A skoro już mowa o za-granicznych koneksjach „Pantarei"
—wymienić tu trzeba węgierską firmę Danubie i czechosłowacką Bata, której buty
były ostatnim przeładunkiem przed wojną. Obowiązki buchaltera w firmie pełniła
Jadwiga Muchowa. Plotka gdyńska wyolbrzymiała jej zasługi dla „Pantarei".
Talentem handlowym ustępowała daleko zarówno mężowi, jak i innym pracownikom
firmy, a jej wykłócanie się o grosze było raczej małomiasteczkowej preweniencji i nie służyło
dużej firmie morskiej. Z pozostałych pracowników, których pod koniec okresu
międzywojennego było około 30, wymienić należy Stanisława Janiszewskiego, Zygmunta
Januszewskiego i Stanisława Kogutowskiego — po wojnie dyrektorów oddziałów
„Hartwiga" w Gdyni i Gdańsku, następnie Juliusza Wicha, deklaranta celnego
Chudego, kierownika magazynu Pełecha, Floriana Ganasika, Stefańskiego, trzech
braci Majewskich, forrnanów: Nastałego i Hajduckiego. W całości był to zespół
zgrany i fachowy. Przez cały okres pracy firmy nie zdarzył się poważniejszy
wypadek — pożar czy większa kradzież. Obok pracowników stałych dysponujących
wiedzą fachową, w „Pantarei" zatrudniano na godziny i dniówki setki robotników
portowych. W ostrej walce konkurencyjnej w porcie gdyńskim „Pantarei"
utrzymywała się na czołowym miejscu. Dzięki takim atutom, jak fachowy zespół
pracowników, milionowy kapitał zakładowy oraz magazyny, miała znacznie lepszą
sytuację niż najgroźniejsi konkurenci: „Warta", Warszawskie Towarzystwo
Transportowe, Bergenske, nie mówiąc o mniej znaczących ówcześnie w porcie
firmach, jak „Hartwig", „Schenker", Północne Towarzystwo Transportowe
i Ekspedycyjne, czy grupa przedsiębiorstw shippingowych WM Gdańska: Behnke
Sieg, Prove, Reinhold i inne. Walka konkurencyjna doprowadzała do konfliktów na nabrzeżach.
Władze portowe wymogły więc na spedytorach, aby firmy ustaliły między sobą
zasady odbioru i załadunku towarów na siatek. W celu unikania zadrażnień,
„Pantarei", „Warta" i Warszawskie Towarzystwo Transportowe założyły
wspólne przedsiębiorstwo prze-ładunkowe USCO — United Steavedoring Company Ltd.
Takie same porozumienie o nazwie Quick Dispatch zawarła „Pantarei" z
niemiecką firmą Johanes Ick. Udział w tych przedsiębiorstwach był źródłem dodatkowych
zysków firmy. K. Mucha, czuwający nad ogólnym kierunkiem rozwoju interesów, nie
zamierzał Edward Toczyski, który z „Pantarei" związał się na całe życie ograniczyć się jedynie do spedycji morskiej.
Korzystając z ułatwień kredytowych Ministerstwa Przemysłu i Handlu postanowił
nabyć statek — paragrafowiec o pojemności 499 BRT, podobnie jak czyniły to inne
firmy shippingowe z Gdyni. Ponadto miał udział w towarzystwie handlowym o
nazwie „Brithol" sprowadzającym angielskie i holenderskie śledzie do Polski.
Jednocześnie, w latach 1935-37, wykupił 70 hektarów w Rumi-Janowie, parcelując
je pod budownictwo domków jednorodzinnych. Aby przyspieszyć wykup terenów w
centrum projektowanego osiedla wydzielił działkę pod budowę szkoły, przekazując
ją bezpłatnie władzom komunalnym. W związku z zapoczątkowaną budową kanału
przemysłowego, który miał otoczyć Kępę Oksywską i gdzie projektowano
postawienie licznych zakładów, wartość wykupionych nieużytków mogła wzrosnąć
ogromnie. Tuż przed wojną „Pantarei" wybudowała dwie luksusowe kamienice
przy ulicy Świętojańskiej i Abrahama. Działalność firmy wykraczać zaczęła poza
Gdynię. Najpierw reaktywowano oddział w WM Gdańsku, potem przystąpiono do
budowy magazynów w Centralnym Okręgu Przemysłowym i w Warszawie. We wrześniu
1938, prawdopodobnie w ramach przygotowań do organizacji tran-sportów na
wypadek wojny, „Warta", Warszawskie Towarzystwo Transportowe,
„Hartwig" i „Pantarei" założyły nową firmę spedycyjną pod nazwą
„OZEP" — Organizacja Zagraniczna Ekspedytorów Polskich. W dniu wybuchu
wojny Mucha z papierami wartościowymi oraz z czekiem na 1500 funtów szterlingów
uzyskanych za transport butów czechosłowackiej „Bata", wyjechał do
Warszawy, a następnie do Lwowa, gdzie zaczął wszystko od nowa. Początkowo
pracował jako rzeźnik w masarni brata, następnie zaś założył małą firmę spedycyjną
„Rapid". Po zakończeniu działań wojennych powrócił do Gdyni i przystąpił
do odbudowy własnych magazynów portowych. Prace te kosztowały go 6000 dolarów.
Wierny swej zasadzie koncentrowania się na kwestiach podstawowych, ustąpił z
zarządu „Pan-tarei", powołując na stanowisko jedynego członka zarządu E.
Toczyskiego. Firma prowadziła do 1950 r. działalność spedycyjną. W tym okresie
Mucha założył Przedsiębiorstwo Robót Fizycznych „Harbour Quick Dispatch"
oraz Towarzystwo Handlu Zagranicznego i Połowów Morskich „Harpun". Obok
tego pełnił funkcję wiceprezesa reaktywowanej w Gdyni Izby
Przemysłowo--Handlowej. Upaństwowienie gospodarki morskiej spowodowało zmianę
zajęcia Muchy: został... ogrodnikiem. Na posiadanych w Rumi-Janowie gruntach
zbudował szklarnię i założył ogrodnictwo, które prowadził do śmierci w sierpniu
1965 r. Był Mucha na pewno nietuzinkowym biznesmenem, który potrafił
wykorzystać w pełni koniunkturę, towarzyszącą rozwojowi portu gdyńskiego.
Trzeba jednak stwierdzić, że realizując swoje czysto kapitalistyczne cele,
służył bardziej czy mniej świadomie interesom polskiej gospodarki morskiej.
Komentarz nadesłany przez nieznanego użytkownika :
Unknown <noreply-comment@blogger.com>
|
|
16 lip 2019, 22:39 (10 godzin temu)
|
Nowy komentarz do posta "
Ciekawa historia gdyńskiej firmy " PANTAREI "" dodany przez
Unknown :
Wiktor Mucha członek zarządu Pantarei s.a. od 1999 roku. Syn członka
rady nadzorczej i akcjonariusza Pantarei Ludwika Muchy od 1929 .Szereg
informacji przedstawionych nie pokrywa si8ę z prawdą.Kazimierz Mucha nie
prowadził w roku 1929 domu dansingowego w Poznaniu ,po drugie do czasu
wybuchu drugiej wojny nie był jedynym właścicielem akcji Pantarei, w
duży pakiet akcji był własnością jego żony Jadwigi Mucha z którą miał
rozdzielność majątkową ,po trzecie Bracia Muchowie nie byli
właścicielami Firmy ANMUSY w Żydaczowie zatrudniającej 200
pracowników.Po czwarte w czasie wojny firma ASNMUSY pod komisarycznym
zarządem niemieckim produkowała wyłącznie marmolady,wina dla armii
niemieckiej. Żona Kazimierza z mieszkania w Lwowie przez NKWD została w
1940 roku wywieziona na sybir. Zmarła w 1960 roku w Angli do polski nie
przyjechała bo się bała NKWD Po piąte spółka Pantarei nigdy nie
kupowała gruntów w Rumi .Grunty w Rumi skupowało Towarzystwo ziemskie
którego współwłaścicielami byli między innymi Kazimierz Mucha,Jadwiga
Mucha,Żelesa itd. Wiktor Mucha