Moja Gdynia

Moja Gdynia

Oksywska legenda ...

" We Szwecyi panna porwana była od Niedźwiedzia, y do iamy zaprowadzana, z nim miała dziecię ludzkiej postaci, ale szerścią obrosłe, któremu dano imię Ursus".- Benedykt Chmielowski: Nowe Ateny


Poniżej gdyńska legenda o pradziejach Oksywskiej Głowy, której motywy zaczerpnięto z twórczości piewcy Kaszub Franciszka Fenikowskiego ...

W zamierzchłych czasach na Oksywskiej Głowie, opodal portu w Mostach, stał gród warowny, którym zarządzał władyka Oxym. W owych czasach zwyczajem były zbójeckie wyprawy do odległych osad, z których przywożono znaczne łupy. Również Oxym ze swą drużyną parał się tym intratnym procederem. Oxym poślubił córkę władcy sąsiedniego grodu - Beki – piękną Rozalię. Miast zajmować się swoją nowo poślubioną małżonką, wkrótce po ślubie zatęsknił za wojaczką i wraz z drużyną wyruszył na morze. W grodzie, dla odstraszenia nieproszonych gości pozostawił przywiązanego łańcuchem do pala, oswojonego niedźwiedzia. Kudłacz był ulubieńcem Rozali, która wcale nie obawiała się groźnych pazurów misia i uwielbiała wspólne igraszki… . Oxym wojował i wojował, długo nie wracał do rodzinnego grodu. Zapuścił się ponoć z kompanami aż na szwedzkie wybrzeże. Co wyczyniał w tamtejszych osadach  pozostanie jego słodką tajemnicą. Dość, że nie spieszno mu było do żony. Na koniec wyruszył jednak w drogę powrotną do domu... Morze było jesienne, niespokojne, żeglował zatem niespieszno, trzymając się jak najbliżej lądu. Kiedy po ponad roku od chwili rozstania powrócił na Oksywską Głowę spotkała go niespodzianka: U wrót grodziszcza witała go piękna Rozalia z... potomkiem! Nie pomogły tłumaczenia, prośby i zaklęcia: taki kudłaty stwór nie mógł być jego synem, to pomiot niedźwiedzia! W przypływie złości pochwycił Rozalię i cisnął ją ze skarpy do morza, w miejscu, do dziś zwanym Babim Dołem. Podobnie uczynić chciał z kudłatym bękartem, jednak widząc jego niewinne spojrzenie opamiętał się nieco. Zdał się na zrządzenie losu: umieścił dziecko w maleńkim czółnie i zepchnął je na morze. Legenda milczy, kto odnalazł dryfujące czółno i uratował chłopca. Wiadomo jednak, że na niedalekim Orłowskim Cyplu położona była Gostkowa Świątnica – w której mieszkały wróżki - przystań dla żeglarzy, którzy wspinali się na zbocze, by zdobyć wiedzę o swej przyszłości. Zapewne wróżki uratowały i wychowały chłopca w swym położonym nad klifem redłowskim hramie, do czasu, aż wyrósł, zmężniał i został rybakiem znanym pod mianem Niedźwiedź. Zamieszkał w osadzie, u podnóża Góry Orłów. Młodzian  rosły ponad miarę, wesołego charakteru, cieszył się dużym uznaniem w wśród okolicznych rybaków. Niejedna orłowska, gdyńska czy kolibkowska panna wodziła za nim rozmarzonym spojrzeniem! Pewnego razu, w czasie jesiennego sztormu, wypłynął na morze, by pomóc wołającym o pomoc żeglarzom. Jak się okazało na tonącym u podnóża Góry Orłów korabiu znajdował się  jego ojciec Oxym . Uratowany władyka poznał darowany niegdyś żonie medalion, który przed śmiercią założyła na szyję syna. Wdzięczny za uratowanie życia i pełen podziwu dla przymiotów Niedźwiedzia, uznał go za dziedzica swego majątku ...